wtorek, 25 czerwca 2019

Wielkie rzeczy, dużo frajdy i dużo innych rzeczy - Reaver Titan i Instagram

https://paintandkill.blogspot.com/2019/06/wielkie-rzeczy-duzo-frajdy-i-duzo.htmlWitam Was po długiej przerwie. Od pewnego czasu zapowiadałem projekt, który tak bardzo mnie pochłaniał, o którym wiedziało tylko kilka osób i co warto wspomnieć, dochowały tajemnicy ;) Dziś mam zaszczyt Wam go przedstawić, choć, nie ukrywam, troszkę inaczej to sobie wyobrażałem. Ale to nic nowego, że rzeczywistość weryfikuje nasze wyobrażenia, często nie tak jak byśmy tego chcieli.


  Otóż jakiś czas temu (nie pamiętam kiedy ale w tym roku), dowiedziałem się od Zeda, o którym niejednokrotnie na blogu wspominałem, że zamierza on kupić sobie tytana. Wybór padł na Reavera. Lica me krasne z podniecenia wywołanego wizją malowania tego stwora zbladły z żalu kiedy dowiedziałem się, że Bartek sam chce sobie pomalować ten wyjątkowy model. Nie, żebym uważał, że nie podoła. Zwyczajnie, po malarskoholicku, chciałem go mieć w portfolio. Rozpromieniłem się razu pewnego na dachu bloku (mniejsza o cel mojej tam wizyty) kiedy to dowiedziałem się, że jednak ja pomaluję to bydle. Powodem takiej decyzji był mój serdeczny przyjaciel H&S Evolution. Zed nie używa aerografu i doszedł do wniosku, że pędzlami się przy tym zamorduje. Oczywiście przyznałem mu rację, na wszelki wypadek, żeby się nie rozmyślił ;) Tego samego dnia miałem już w domu te 500kg żywicy, z których wykonano tą maszkarę. Jeśli kiedyś malowaliście Spartana i bolała Was od niego ręka, polecam podnieść Reavera...
  Wieczorem udało nam się ustalić kolorystykę, przygotowałem się mentalnie, ogarnąłem warsztat i zabrałem się do roboty. A było jej sporo. Kojarzycie scenę z Hot Shots 2, w której Topper stoi po kolana w łuskach po nabojach na tonącej łodzi?? Tak samo wyglądałem kiedy skończyłem obrabiać elementy nóg. Wspomnę tylko, że same nogi, do bioder, są wyższe od Imperial Knighta. Mniej więcej na tym etapie wymyśliłem, że pobawimy się trochę w aerografikę. Kolorystyka sama w sobie nie jest jakoś kosmicznie unikatowa. Dla tego chciałem jakoś wzbogacić ten model, wyróżnić go spośród innych niebieskich tytanów. Wymyśliliśmy legion, żeby pasował do moich "zdolności" i ruszyło. Nie jestem może wirtuozem tej zabawy ale wyszło, chyba, dość przyzwoicie (QC, wiem do czego...).
  Zważywszy na moją ograniczoną ilość czasu na malowanie, wszystko szło nad podziw sprawnie. Tak sprawnie, że wręcz MUSIAŁO się coś spier...psuć. I stało się, trzy razy.
- To była niedziela, około 22:30. Dumnie odłożyłem na bok kompletny, złożony i pomalowany korpus wraz z pomalowanym wnętrzem, odwróciłem się ostrożnie, żeby nie zahaczyć go łokciem...i zahaczyłem oparciem fotela zrzucając go z hukiem na podłogę. Zamarłem...bałem się tak jak w 2017 kiedy spadłem z rusztowanie z wysokości drugiego piętra. I dokładnie tak samo jak wtedy, nic kompletnie się nie stało. Nie mogłem uwierzyć ale dokładnie tak było. Puścił klej na elementach, które przed chwilką sklejałem i odprysnął kawałek żywicy. Odprysk znalazłem, wkleiłem na miejsce, elementy złożyłem z powrotem i po bólu :)
- To była niedziela, około 16:15. Magnesowałem gadu ręce. Wkleiłem dwa magnesy, 10 i 5mm średnicy w rękę z gatlingiem. Znów jak Topper w nabojach, bo przypadkiem nie miałem wiertła nr 10 więc rozwiercałem mniejszym. I pokonany...Przykleiłem gatlinga na stałe. Następnym razem kupię od razu większe magnesy. Na szczęście melta trzyma bez zarzutów :)
- To była...niedziela...około 20:00. Zed przyjechał po tytana. Szczęśliwy byłem mogąc mu go oddać, choćby dla tego, że drań zasłaniał mi kawałek monitora stojąc bezpiecznie na moim biurku. Model skończony, właściciel zadowolony, została sesja foto. I tutaj największa porażka. Brak namiotu o odpowiednim gabarycie spowodował to, co za chwile zobaczycie. Na dodatek (nie obwiniam, kompletnie nie o to mi chodzi) Bartek przyjechał po model z żoną i z psem, którzy czekali na niego na dole. Trzeba się więc było uwinąć w miarę sprawnie. Z tego miejsca obiecują, że zdjęcia poprawię. Jeszcze w lipcu planuję kupno namiotu na duże rzeczy.

Zanim przepuszczę Was do zdjęć maszyny, jeszcze 3 w porywach do 30 słów:
Primo: Dorobiłem się profilu na instagramie. Serdecznie was na niego zapraszam. Pewne rzeczy będzie można tam zobaczyć wcześniej niż tutaj i uniknąć czytania moich gorzkich żali.
https://www.instagram.com/paint_and_kill/
Secundo: Jeśli czytacie to co wypisuję w postach, wiecie pewnie, że zaczynam mój drugi legion do Horus Heresy. Wciąż nie zamierzam zdradzać, który to. Jednak zostawię Wam tutaj link do pewnego filmiku z fajną muzą. Na jego podstawie, czujny obserwator może się domyślić, cóż to za wielką tajemnicę skrywam...
Ok, koniec literek. Słuchajcie muzyki, oglądajcie zdjęcia i zapraszam do krytyki. Choć za pochwały nie zamierzam się obrazić. Ave dominus nox...





























4 komentarze:

  1. Wielkie to jest bydle rzeczywiście, ale pół tony raczej nie waży ("500kg żywicy").:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W uniwersum WH40000k wszystko jest możliwe. ;)

      Usuń
    2. Byłeś, trzeba było sobie go podnieść. Teraz się nie kłuć ;)

      Usuń