poniedziałek, 14 stycznia 2019
Nadgorliwość jest gorsza od inkwizycji, czyli, moje malarskie fatality.
Burza chaosu dawno już opadła, w rzekach upłynęło całkiem sporo wody, ten padół łez opuściło kilka/naście/dziesiąt/set pokoleń muszek owocówek (papa Nurgle zdecydowanie nie przyłożył się do ich projektowania) a ja dalej brnę w ten nasz wargaming, maluję kolejne armie, gram kolejne bitwy i czerpę (tak, jestem z Zagłębia Dąbrowskiego więc czerpę, nie czerpię ;) ) z tego dziką radość. Śmiało mogę powiedzieć, że pomalowałem w życiu tyle różnych dziwnych figurek, że wystarczyło by na zapełnienie solidnego fotoalbumu. Jak nie dwóch.
Zdarzały się projekty, przez które przechodziłem jak przecinak ciesząc się jak dziecko z każdego pociągnięcia pędzlem. Były też takie, z którymi zmagałem się niczym mityczny Obelix ze swoim niepohamowanym głodem. I zwyciężałem, szedłem dalej. Przebrnąłem przez 20 White Lionów a warto nadmienić, że nie kocham się z elfami wysokiego rodu ani troszeczkę. Ok, pomalowałem, oddałem, klient zadowolony a ja silniejszy. Fire Raptor Gunship moi drodzy. Piękny model, zaliczam się do grona wielkich fanów designu tego tworu. Marzy mi się posiąść kiedyś swój egzemplarz i zerkać na niego co wieczór przed spaniem. Nawet mimo tego, że kilka lat temu miałem ekhm...przyjemność go malować. Przyjemność, mimo, że musiałem go sklejać klejem do betonu i związać sznurówką na 2 godziny, żeby klej zdołał go chwycić. Troszkę przykra sprawa jak na model za prawie 100 funtów. Ale nic, absolutnie NIC nie było w stanie mnie przygotować na Chaos Dreadhold Fortress. Gwoli ścisłości, mnie się ten zestaw bardzo podoba chociaż słyszałem różne opinie. Jak zawsze, kwestia gustu. Nie można natomiast zaprzeczyć, że pomalowany dreadhold może robić wrażenie swoim gabarytem i stylistyką. Problem pojawia się natomiast wtedy, kiedy przychodzi Ci go pomalować. Nie widzę innej możliwości, niż złoty sprej i wypełnianie "płaskich" powierzchni kolorem. I właśnie w ten sposób go maluję. Mimo optymalności tego rozwiązania jest to droga przez mękę. Płaskie powierzchnie wcale nie są płaskie. Mają fakturę piłki do golfa przez co pokrycie ich kolorem jest lekko mówiąc uciążliwe. Ciągle coś przebija, wiecznie gdzieś wygląda złote niedociągnięcie. Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem idealistą wierzącym, że wszystko pomaluję jedną magiczną warstwą "farby do krycia wszystkiego". Natomiast przy 2-3 krotnym kryciu tak dużych powierzchni jak te, z którymi mamy tutaj do czynienia, "tu tin kołts" nabiera nowego, negatywnego wydźwięku. Żeby nie było za łatwo projektant stworzył tak dużo linii odcięcia kolorów, tak dużo małych, wrednych zakamarków, że nie sposób nie upaprać złota czernią (w moim przypadku czernią).
Wisienką na torcie jest pasowanie elementów. Ktoś na poziomie projektowania tych zestawów, całkowicie wyłożył lagę na dość istotne zagadnienie, jakim niewątpliwie jest linia podziału elementów. Spomiędzy sklejanych elementów zieją tak szerokie szpary, że mało brakowało a pies wpadł by mi do Crucible przez dziurę w ścianie. I zanim ktoś powie "nie umiesz sklejać gościu", zerknijcie sobie na fotki GW. Nawet tam widać te nieszczęsne łączenia. A to już o czymś świadczy. Nie koniecznie o czymś pozytywnym.
Pomalowałem Overlord Bastion i jestem z tego dumny. Ale tylko ja wiem ile cierpienia mnie to kosztowało. Teraz zmagam się z Crucible i samo patrzenie na niego sprawia mi wręcz fizyczny ból. A wiecie co jest najśmieszniejsze?? Następny w kolejce jest Hellfort, największy z tych trzech boxów, na które opiewa zlecenie. Tak, to jest dobry moment, żeby zacząć się śmiać. Sam bym tak pewnie zrobił, szczególnie, że sam się zgłosiłem do tego projektu. Ja we własnej osobie podczas wizyty w studio powiedziałem "Bartek ja to chcę". I jeśli teraz nie zaczęliście się ze mnie śmiać, to znaczy, że albo nie macie poczucia humoru, albo mi współczujecie.
Mimo wszystkich złych rzeczy, które tutaj napisałem, jeden fakt jest bezdyskusyjny. Dreadhold fortress to zabawka, która wręcz emanuje majestatem. Bardzo chciał bym kiedyś zagrać na stole zastawionym elementami tego zestawu. Byle bym tylko nie musiał go więcej malować bo już teraz czuję się jakby ktoś mi zrobił fatality a końca roboty jeszcze długo nie będzie widać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Współczuje - osobiście nie leży mi stylistyka tych zestawów ale szanuje pracę jaką wkładasz w ten model. Na pocieszenie każdy ma ten moment pt: "Po co ja to k*** robię! Czy mnie poje**? nigdy więcej!" :D
OdpowiedzUsuńOj nigdy, zdecydowanie nigdy ;)
UsuńMyślałem, że będzie więcej czaszek na tych murach. ;)
OdpowiedzUsuńA mało jest ??:D
UsuńMam bardzo mieszane uczucia co do tego setu jako takiego i jego stylistyki. Z jednej strony jest bardzo spoko bo duzo czaszkow dla boga czaszkow ale to wlasciwie koniec... A malowanie bardzo fajne ale tego sie mozna po tobie spodziewac ;]
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
Usuń